„Łatwo się modlić w jakiś wspólnotach, gdzie łączy nas jeden Duch, gdzie się mniej więcej znamy i mamy wspólny cel, o wiele trudniej jest zaproponować modlitwę na ulicy (bo najczęściej tam nas zaczepiają ludzie poranieni). Dosyć często ja sama się wstydzę i nie mam odwagi. Kilka dni temu miałam właśnie taką sytuację. Podszedł do mnie pewien człowiek…”.
Dzielimy się z wami jednym z pierwszych nadesłanych świadectw z Kongresu. Jeśli też czegoś doświadczyłeś/aś, a byłeś/aś z nami na IV Kongresie Młodych Konsekrowanych, to wyślij swoje świadectwo na naszego maila. Historia każdego i każdej z nas jest święta, a świat potrzebuje usłyszeć jak Bóg działa! Nie zwlekaj, czekamy na Twoją historię!
Świadectwo z IV Kongresu:
Dziękuję bardzo za Kongres Młodych Osób Konsekrowanych. Był to dla mnie czas spotkania się i ubogacenia z ludźmi na podobnym etapie formacji. Chciałam podzielić się kilkoma myślami, które zabrałam ze sobą z Kongresu.
Szczególnie ważne były dla mnie spotkania z prelegentami. Z każdej konferencji coś wyniosłam! W przesłaniu br. Raniero Cantalamessy usłyszałam, że musimy się zakochać w Jezusie i dopiero wtedy będziemy w stanie wszystko dla Niego zrobić z radością, oraz że powołanie to cud łaski. Z kolei ks. biskup Jacek Kiciński podkreślił wartość czasu modlitwy. Zobaczyłam że faktycznie pracę dosyć często przedkładam nad modlitwę… Jeśli z siostrami nie mamy wspólnych modlitw, to zbyt często nie znajduje czasu na modlitwę. Z konferencji o. Krzysztofa Pałysa wynoszę dla siebie to, że Pan Bóg jest zawsze po mojej stronie i że to On działa, że tu – na ziemi – mamy wszystko pożyczone. Jedynie na Nim możemy polegać. Ojciec Michał Nowak przypomniał mi, że każdego dnia mamy – niczym uchylone drzwi – domykać decyzję o pójściu za Jezusem, potwierdzać ja.
Szczególnie mocno dotknęła mnie konferencja p. Franciszka Kucharczaka, który jako człowiek świecki mówił jakiego światła dziś potrzebuje od młodych konsekrowanych dzisiejszy świat. Zaskoczyło mnie, że tak naprawdę ludzie nie potrzebują żebyśmy robili jakieś wielkie rzeczy, ale po prostu żebyśmy z nimi BYLI! Dla wszystkich mieli dobre słowo, życzliwy uśmiech i żebyśmy z nimi się modlili, co chyba jest najtrudniejszym wyzwaniem w dzisiejszym świecie. Łatwo się modlić w jakiś wspólnotach, gdzie łączy nas jeden Duch, gdzie się mniej więcej znamy i mamy wspólny cel, o wiele trudniej jest zaproponować modlitwę na ulicy (bo najczęściej tam nas zaczepiają ludzie poranieni). Dosyć często ja sama się wstydzę i nie mam odwagi.
Kilka dni temu miałam właśnie taką sytuację. Podszedłem do mnie pewien człowiek poprosić o kupienie leków. Wykupiłam je i zaczęłam z nim rozmawiać. Był tak bardzo zaskoczony tym, że ktokolwiek zechciał z nim porozmawiać, że dopiero pod koniec rozmowy zapytał mnie czy wiem z kim rozmawiam. Powiedziałam mu, że jest dla mnie po prostu zagubionym człowiekiem, który potrzebuje drugiego. Dodałam, że wierzę, iż to nie jest przypadek, że Pan Bóg postawił mnie na jego drodze. On mi odpowiedział, że 20 lat był w więzieniu. Ja odparłam, że każdy z nas popełnia błędy… jeden większe inny mniejsze, ale że nikogo to nie przekreśla jako człowieka i umiłowanego syna Boga. Wtedy nieznajomy się rozpłakał. Zaproponowałam mu wspólna modlitwę, jednak po pewnym czasie nie wiedziałam już jak się dalej modlić. Mimo to cały czas modliłam się za niego w duchu i myślę że dzięki temu, a także dzięki ostatniej z konferencji wygłoszonej przez ks. Marka Chmielniaka, mogłam spojrzeć na tego człowieka jak na brata, przestać się bać i po prostu go wysłuchać.
Niezwykle cenne były dla mnie poranne wprowadzenia w codzienne lectio divina przygotowane przez br. Michała Deję. Szczególnie utkwiło we mnie pytanie: „o co my młodzi chcielibyśmy zapytać starszych, jakie zmartwienia im powierzyć?”. To pytanie towarzyszy mi cały czas. Wciąż szukam na nie odpowiedzi. Wśród głoszonych świadectw zapamiętałam szczególnie dwie rzeczy. Po pierwsze to, że kryzys zaczyna się od zaniedbania modlitwy. Po drugie, w kryzysie nie można zostać samemu… Trzeba szukać pomocy drugiej osoby. Te sprawy „uderzyły nie” wręcz dosłownie!
W pamięci zostają mi jeszcze 2 obrazy. Pierwszy, że Pan jest wierny w swych obietnicach. Obiecał mi, że idąc za Nim, otrzymam stokrotnie więcej braci i sióstr. Właśnie tego mogłam doświadczyć podczas wspólnego dzielenia się wiarą, czy to w małych grupach, czy w indywidualnych rozmowach, jak również we wspólnych modlitwach i zabawach. Drugi, który jakoś tak mocno utkwił mi w pamięci to obraz związany z hasłem kongresu: „POWSTAŃ I ŚWIEĆ”. Na zawsze zostanie w moim sercu ten mglisty poranek i wchodzące słońce nad figurą przedstawiającą Matkę Bożą i klęczącą postać.
Dziękuję bardzo wszystkim i za wszystko, za ten czas umocnienia i bycia razem, wracam do swojej wspólnoty z nowym entuzjazmem i nadzieją. Bogu chwała.