Drodzy przyjaciele, bracia i siostry konsekrowani, w życiu zakonnym dzieje się to, co także dokonuje się w Kościele powszechnym. Jeśli patrzymy na ilość i na liczby, niewątpliwie jesteśmy zaniepokojeni: widzimy opróżniające się kościoły, seminaria czy domy formacyjne. Musimy jednak wiedzieć, że dla Boga ważniejsza jest jakość niż ilość. To prawda, że w Kościele powszechnym jest spadek liczby praktykujących czy chrztów, itp. Ale także jest prawdą, że wśród wierzących jest coraz więcej osób, które wierzą naprawdę i w sposób osobisty, są zdecydowane i ich wiara i praktyka religijna jest owocem osobistego przekonania. To samo dokonuje się w życiu konsekrowanym. Owszem, jest nas mniej, ale w tym kryzysie istnieje możliwość przejścia w stronę jakości, by dać mocniejszą odpowiedź życia konsekrowanego. W gruncie rzeczy Kościół tak właśnie się rozpoczął: było 12 apostołów, którzy stanowili ziarno. Myślę, że i dziś to jest zadaniem dla życia konsekrowanego: być nowym nasieniem, z którego może wyrosnąć nowa roślina. Powtarzam, dokonuje się to przez zwrot ku wewnętrznej jakości i ku przekonaniu o wartości życia konsekrowanego.
Życie konsekrowane, to znaczy życie w posłuszeństwie, ubóstwie i czystości, jest rośliną, którą Syn Boży posadził na ziemi. Nikt zatem nie będzie jej w stanie nigdy wykorzenić. Zawsze była i zawsze będzie taka forma życia w Kościele. Zmieniają się co prawda formy, formy zewnętrzne, ale to nie jest pierwszy raz. Jesteśmy pod wrażeniem obecnej sytuacji, cechującej się zeświecczeniem, ale pomyślcie o tym, jakie było życie konsekrowane po różnych prześladowaniach czy kasatach zakonów. Wtedy rozpoczynano od bardzo niewielu osób, pozostałych w poszczególnych instytutach życia konsekrowanego. Ale oni mieli przekonanie i siłę. Dzięki Bogu ta siła nie była owocem jakiejś analizy socjologicznej, ale owocem Ducha Świętego – dlatego nie brakuje jej nigdy w Kościele. Kiedy dziś widzę młodych podejmujących życie zakonne i rozmawiam z niektórymi z nich, widzę jak objawia się ich powołanie. Przyznam wam, że wówczas moja pierwsza reakcja, to gratulacje dla Jezusa. I mówię Mu: naprawdę, Jezu, gratuluję, bo jesteś dziś tak mocny, jak kiedy przechodziłeś nad Jeziorem Tyberiadzkim, powołałeś kogoś, a ta osoba zostawiała wszystko i szła za Tobą. Bo zwłaszcza dziś powołanie zakonne to cud łaski. Tak było też ze mną, podzielę się z Wami moim osobistym przekonaniem. Ja wstąpiłem do kolegium kapucynów (niższe seminarium) w wieku 12 lat. To był rok bezpośrednio po zakończeniu wojny, więc możecie sobie wyobrazić sytuację. Moje powołanie objawiło się podczas pierwszego dnia skupienia w seminarium. Chłopak, który dopiero wyszedł z dramatu wojny, został wystawiony na wielkie prawdy wiary: miłość Boga, piękno Chrystusa. Do tego stopnia, że powiedziałem sobie: to jest największa łaska, jaką Bóg mógł mi dać po chrzcie. I mówiłem to także do moich kolegów. Pamiętam raz byliśmy na pewnym wzgórzu i widzieliśmy w dole miasto i mówiłem: patrz, nas Bóg wezwał, abyśmy chodzili wyżej, na wyższym poziomie. To było naiwne, ale pamiętam doskonale, że kiedy objawia się powołanie, to jest cud łaski. Z pewnością dziś jesteśmy wezwani do życia w sytuacji szczególnie trudnej, ale – powtarzam – to nie jest pierwszy raz w historii Kościoła. Chodzi o to, aby reagować takimi sposobami, jakie Opatrzność nam daje. Razem z kryzysem Bóg daje nam także środki, aby to przezwyciężać. Na przykład, mówiąc do was, Polaków, pamiętam to, co zrobił bł. Honorat Koźmiński w sytuacji, kiedy życie konsekrowane w Polsce było silnie ograniczone, jeśli nie zakazane. A on, po prostu przez posługę spowiedzi w konfesjonale, wzbudził całą masę instytutów zakonnych. Nie będziemy dziś w tej samej sytuacji, ale zeświecczenie stworzyło okoliczności tego rodzaju. Zatem siła nie jest już w wyniosłych dzwonnicach czy innych dziełach, których możemy dokonać. Ale to ma być łaska Boża, Duch oraz radość, którą będziemy w stanie pokazać innym. I to będzie dla wszystkich najbardziej wiarygodnym znakiem nas, osób konsekrowanych. Pogodne, spokojne i uśmiechnięte oblicze kapłana, zakonnika, siostry zakonnej to najlepsza „propaganda” powołaniowa, jaką możemy zrobić.
Nieraz w ciągu mojego długiego życia, mojej długiej posługi kapłańskiej, spotykałem różnych seminarzystów i czasem ktoś mnie pytał: Ojcze, co nam ojciec radzi robić, żeby pewnego dnia zostać przekonanymi i przekonującymi głosicielami Ewangelii? A ja, po krótkiej refleksji, zawsze odpowiadałem: Naprawdę tego chcesz? Zatem zakochaj się w Jezusie Chrystusie! Zakochać się w Chrystusie, to jest sekret, drodzy młodzi konsekrowani. Albowiem wiemy dobrze, że nie można zrobić w życiu nic wielkiego, prawdziwego czy głębokiego bez wielkiej miłości. A dla nas, osób zakonnych, to Jezus jest wielką miłością. Jezus może być dla kobiety tym, czym najpiękniejszy mężczyzna świata i jeszcze nieskończenie więcej. Tak samo dla mężczyzny Jezus może być tym, czym najlepsza kobieta świata i nieskończenie więcej. Czyli może zaspokoić wszystkie potrzeby naszego serca. Ale trzeba Go przeżywać żywego, zmartwychwstałego, obecnego pośród nas. To jest sekret, ja nie potrafię dać wam innego. Musimy przejść – a myślę, że jest to przejście konieczne dla każdego czyli prawdziwe nawrócenie – przejść od Jezusa, który jest osobistością, do Jezusa, który jest osobą, osobą żywą: „Ty”, do którego możemy się zwrócić w każdej chwili. Chciałbym dać wam jedną radę, jeśli pozwolicie, radę dyktowaną doświadczeniem. W przeszłości w wielu instytutach zakonnych, kiedy przychodzili młodzi ludzie, od samego początku byli zarzucani różnymi pismami czy listami o charyzmacie założyciela. To nie jest nic złego, ale to już nie wystarczy, ponieważ musimy się zakochać w Chrystusie. Nasi założyciele czy założycielki są palcami, które wskazują na Jezusa Chrystusa. Biada, aby Go czymś zastępować. Jeśli więcej czasu poświęcamy studiowaniu pism założyciela niż słowu Bożemu, Nowemu Testamentowi, pogłębieniu więzi z Duchem Świętym, nie damy rady, ponieważ zabraknie nam solidnych korzeni. Zawsze robiło na mnie wrażenie to, co powiedział św. Franciszek w momencie śmierci: „Ja zrobiłem swoją część, Chrystus niech was nauczy waszej”. Chciał przez to powiedzieć: nie patrzcie na mnie, ani nie zatrzymujcie się na mojej Regule! Idźcie do Chrystusa! Bo tylko On zna każdego z osobna, zna różne sytuacje, w jakich żyjemy. To nie jest oczywiście po to, żeby was zniechęcić do troski o wasz charyzmat, osobisty i indywidualny. Jednak ponad tym wszystkim, albo lepiej przed tym wszystkim, trzeba położyć fundament, którym jest osobista relacja z Jezusem z Nazaretu. To jest istota oraz piękno życia zakonnego. Dlatego pamiętajcie: zakochajcie się w Jezusie, a potem spokojnie idźcie przez życie.